Ambasador Ukrainy dla rzeszowskiej GW: Chcielibyśmy świąt bez strzałów
Najgorsze, że nie wiemy, kiedy i jak będziemy mogli stowarzyszyć się z UE. Nie widzimy tego światła w tunelu. Dlatego wiele osób zastanawia się: po co nam był ten Majdan?
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Anna Gorczyca: Zbliżają się święta. Kiedyś był to czas, gdy przerywano działania wojenne. Czy tak się stanie na wschodzie Ukrainy? Czy mieszkańcy Donbasu, Ługańska, Mariupola będą mogli cieszyć się świętami?
Andrij Deszczyca*: Mamy taką nadzieję. Za każdym razem, gdy zbliżają się święta, chcielibyśmy, żeby były spokojne. Niestety, teraz nie możemy być pewni, że tak się stanie, że strona rosyjska i separatyści przestaną atakować i używać broni w czasie świąt i po świętach. Liczymy, że zostaną wreszcie zrealizowane porozumienia mińskie, które m.in. przewidują zawieszenie działań zbrojnych i wycofanie ciężkiego sprzętu. Ale w ostatnich dniach Rosja znów przekazała broń separatystom. Intensywność wymiany ognia nie jest tak duża jak przed podpisaniem umów, jednak ich realizacja jest bardzo wolna.
Były szef wojsk NATO w Europie gen. Wesley Clark uważa, że rosyjskiej ofensywy można się spodziewać po Wielkanocy, a cele Putina nie są ograniczone do Ukrainy. O tym, że wkrótce będzie wielka ofensywa, mówił ostatnio jeden z szefów republiki donieckiej. Tak może się stać?
- Powiem tak: Putin jest nieprzewidywalny, Moskwa jest nieprzewidywalna. Ostatnio pokazano w telewizji rosyjskiej film o aneksji Krymu. Rosja nazywa tę aneksję powrotem do ojczyzny. Tak uzasadnia brutalne łamanie prawa międzynarodowego. W podobny sposób można uzasadniać dalszą agresję czy to na Ukrainę, czy na inne cele. Według naszych ocen, i na to się przygotowujemy, Rosja będzie dalej prowadzić ofensywę na Ukrainie.
Komentatorzy wskazują, że ta ofensywa może nastąpić przed lub po 9 maja. Ta data jest ważna propagandowo dla Putina.
- Może będzie chciał podkreślić mocarstwowość i znaczenie Rosji. Wg mnie potęgę Rosji mógłby podkreślić nie agresją militarną, ale polepszeniem standardów życia i demokracji w Rosji, nawiązaniem dobrosąsiedzkich relacji z sąsiadami i Unią Europejską.
Oficjalnie Ukraina nie jest w stanie wojny z Rosją. W umowach mińskich nie mówi się o wycofaniu wojsk rosyjskich, tylko jakichś nieokreślonych "obcych". Pod tymi porozumieniami podpisały się Niemcy i Francja. Takie postrzeganie tego, co dzieje się na Ukrainie, wydaje się trochę obłudne.
- Niemcy i Francja są współodpowiedzialne za wdrożenie tych umów. Jeśli nie uda się ich w pełni zrealizować, będziemy żądać od Paryża i Berlina, żeby ich działania były bardziej zdecydowane, żeby te kraje były bardziej zdeterminowane we wprowadzaniu i poszerzaniu sankcji.
Kiedyś powiedział pan, że Ukraina walczy w imieniu całej Europy.
- Ukraina jest na froncie, na wysuniętej rubieży. Rosja zmieniła powojenne granice, dopuściła się agresji, zmieniła granice i zagarnęła Krym. Boimy się, żeby nie wytworzyła się furtka, którą Rosja wykorzysta, żeby próbować zaanektować inne kraje.
Np. Litwę, Łotwę, Estonię?
- Tak, boimy się, żeby agresja Rosji nie poszła dalej. Rosjanie myślą: jeśli społeczność międzynarodowa zgodziła się na aneksję Krymu, to można iść dalej. My wiemy, że jeśli Ukraina nie zatrzyma Rosji, agresja może się rozszerzyć na inne kraje w regionie.
Pan zna działanie OBWE, bo pracował pan w tej instytucji. Dlaczego OBWE, Parlament Europejski nie mówią wprost - na Ukrainie jest wojna, a agresorem jest Rosja?
- Bo są to instytucje trochę za słabe i nieprzygotowane do reagowania na działania wojskowe takie jak na Ukrainie. Są one przygotowane do dyskutowania, omawiania problemów, a nie do podejmowania decyzji. Zresztą nie mają odpowiednich instrumentów, żeby przeciwdziałać zbrojnej agresji. Musimy liczyć bardziej na NATO niż na OBWE lub Parlament Europejski czy Radę Europy, gdzie politycy spotykają się, żeby dyskutować.
Czy na Ukrainie rozważane jest oddzielenie republik separatystycznych? Krym został odłączony i nam się wydaje, że rząd Ukrainy się z tym pogodził.
- Nasz rząd uważa, że Krym jest okupowanym przez Rosję terytorium ukraińskim. Uważamy Rosję za agresora. Nie rozważamy oddania Donbasu i Krymu za jakieś kompromisowe rozwiązania. Chcemy przywrócić pełną kontrolę nad tym terytorium i pełną kontrolę nad granicami.
Czego Ukraina oczekuje od społeczności międzynarodowej?
- Bardziej zdecydowanych działań, najlepiej - uprzedzających działania Rosji. Trzeba przygotować sankcje i informować o tym Rosję: to was czeka, jeśli nie zatrzymacie działań.
Czy liczycie na pomoc wojskową? Na razie Polska i inne kraje oferują pomoc w formie szkoleń instruktorów wojskowych.
- Wolelibyśmy, żeby ten konflikt się nie rozprzestrzeniał. Ale musimy być przygotowani na każdy scenariusz. Możemy potrzebować nowoczesnej broni, bo Rosjanie wciąż wspierają separatystów i przesyłają im coraz więcej nowoczesnej broni.
Z powodu działań wojennych macie u siebie w kraju milion uchodźców, którzy pozostawili swoje domy, zakłady pracy. Jak im można pomóc?
- Ten milion uchodźców to duży problem społeczny. W budżecie nie było zaplanowanych środków na pomoc dla nich. Po poprzednim rządzie zastaliśmy gospodarkę w opłakanym stanie, a na dodatek na wschodzie toczy się przecież wojna. Nie ukrywam, że pomoc humanitarna i finansowa jest nam bardzo potrzebna. Przy okazji chciałbym bardzo podziękować polskiemu społeczeństwu, polskiemu rządowi, różnym organizacjom i instytucjom oraz zwykłym ludziom za ogromną pomoc przekazywaną mojemu narodowi. Za leki, żywność, przyjmowanie rannych, dzieci. Wiele osób indywidualnych przyjmuje u siebie Ukraińców.
Zauważył pan, jak bardzo zmieniło się podejście Polaków do Ukraińców?
- Wróciłem do Polski po ośmiu latach. Wcześniej pracowałem tu w latach 2004-06. Po powrocie zobaczyłem ogromne poparcie społeczne, wielką ludzką solidarność z moim narodem. Chyba nigdy wcześniej tylu muzyków nie napisało piosenek o Ukrainie, tylu dziennikarzy nie pojechało relacjonować tego, co się u nas dzieje. Ukraińcom pomagają organizacje pozarządowe, Kościół. To jest wspaniałe, że budujemy nowe relacje na tym, co nas dzieliło.
Majdan zaczął się, bo ludzie chcieli zmian, chcieli przyłączenia do Unii Europejskiej. Ale w ciągu kilkunastu miesięcy ich sytuacja życiowa się pogorszyła. Czy nie słychać głosów: po co nam to było?
- Ludziom żyje się ciężej, bo sytuacja gospodarcza nie jest dobra, a pogarsza ją wojna na wschodzie. Czekają nas trudne reformy, m.in. walka z korupcją. Musimy zmienić mentalność ludzi, przekonać ich, żeby nie dawali łapówek. Nie można się spodziewać, że dobrobyt zacznie się już za rok. Ale najgorsze jest to, że nie wiemy, kiedy i jak będziemy mogli stowarzyszyć się z Unią Europejską. Wy wiedzieliście, kiedy to nastąpi, mieliście wytyczoną drogę. A my takiej drogi nie mamy, nie widzimy tego światła w tunelu. Dlatego wiele osób zastanawia się: po co nam był ten Majdan, czy warto było ginąć za Europę? Dlatego tak ważne jest teraz wsparcie Ukrainy przez Europę.
*Andrij Deszczyca, ambasador Ukrainy w Polsce, wcześniej dwukrotnie pracownik ambasady Ukrainy w Warszawie. Od lutego do czerwca 2014 minister spraw zagranicznych Ukrainy.